Ugryzł mnie koń.
Koń mnie gryzie, co mam zrobić?!
Hmmmm. Zakładam, że nie gryzie w tym momencie, kiedy to czytasz, więc mamy chwilę czasu, żeby się zastanowić.
To może zacznijmy od tego, czego ty chcesz w takim momencie? Jaki masz cel? Czy priorytetowa jest wtedy dla ciebie potrzeba zadbania o swoje bezpieczeństwo, zajęcia się bólem, czy zrozumienia zachowania konia, analizy sytuacji, wychwycenia swoich błędów, wyciągnięcia wniosków? Czy chcesz nauczyć się jak nie dać się skrzywdzić, czy może wolałbyś dać koniowi nauczkę i wyładować na nim powstałe emocje? To, w jaki sposób zareagujesz, gdy koń cię ugryzie, mówi wiele o tym, jakie masz zakodowane przekonania i utrwalone schematy myślowe. A one z kolei odpowiadają za sensowność twoich działań, a więc i za ich rezultaty. Uświadomienienie sobie co mną kieruje, jest podstawą, by zaplanować drogę do osiągnięcia celu. Zakładam, że cel jest pozytywny, jak bycie bezpiecznym, osiągnięcie współpracy czy wzmocnienie relacji. Więc zadajmy sobie takie przykładowe pytanie:
Czy koń ma prawo mnie gryźć?

Odpowiedź jest krótka, ale nie taka prosta, jakby się wydawało: to zależy, czy dajesz mu do tego prawo.
(Używam słowa prawo w znaczeniu zespołu przepisów określających postępowanie, ustanowionych przez wyższą jednostkę i egzekwowanych aparatem przymusu, oraz uprawnień przysługujących komuś na podstawie tych przepisów; nie w znaczeniu np. praw natury, praw fizyki – czyli pewnych prawidłowości występujących w świecie, zauważonych i opisanych przez człowieka.)
W czym rzecz? Otóż, prawo do czegoś, jest to pojęcie wymyślone przez człowieka. Nadajemy sobie i innym różne prawa, lub je odbieramy. Lub są nam one nadawane przez instytucje, którym wcześniej przez innych ludzi nadane zostało prawo do ich nadawania... Więc jeśli Ty jesteś osobą decyzyjną odnośnie swojego konia i określasz, że on nie ma prawa Cię gryźć, no to nie ma. Ok. Tylko co dalej? Warto sobie dogłębnie uświadomić, że koń tego prawa nie zna. To nie tak, że ma je pod ogonem, on po prostu nie zdaje sobie z niego sprawy i nie jest w stanie go zrozumieć. Więcej! Żadne prawo ustalone przez nas dla niego nie istnieje! Istnieje jedynie dla nas. Co z tego wynika? Że jeśli koń nas ugryzie, to będziemy przekonani, że zrobił to bezprawnie. Będziemy wściekli, niezadowoleni, oburzeni, bo jak on mógł! „Przecież nie wolno! Ten koń postąpił źle, a ja stoję po stronie właściwych zasad. To zlekceważenie prawa, a im większe, tym surowsza musi być reakcja. Koń złamał prawo, to wykroczenie lub nawet przestępstwo, więc należy się kara. Kara słuszna, mamy prawo, czy wręcz obowiązek ją wymierzyć, stojąc na straży prawa. Jeśli nie będzie kary za łamanie prawa, będzie dochodziło do coraz większych przestępstw, czemu należy zapobiegać.” Zastanówmy się, czy takie nastawienie sprzyja budowaniu relacji i współpracy? Czy myślenie w takich kategoriach pomaga nam zrozumieć konia i porozumieć się z nim?
Oczywiście będzie się to dziać w naszej głowie, często poza naszą świadomą refleksją – gdy wypływa z nieuświadomionych przekonań. Kiedy dzieje się coś niespodziewanego, niebezpiecznego, bolesnego, nasza reakcja jest szybka i automatyczna. Często nie mamy czasu przyjrzeć się jej na poziomie przekonań, których dotyka. Możemy łatwo nie zauważyć pojawiających się myśli (które z tych przekonań wyrastają). Ale zauważa je natychmiast nasze ciało i natychmiast reaguje emocjami, które wiążą się także z reakcją fizjologiczną (napięciem mięśni, zmianą postawy ciała, mimiki, rytmu bicia serca, oddechu...). A więc zauważa je także natychmiast nasz koń, który jest mistrzem w czytaniu mowy ciała. Zareaguje więc w odpowiedzi na naszą reakcję – a nie na przekonania o zasadach, jakie my mamy w głowie.
Co natomiast, jeśli damy koniowi prawo, by nas gryzł? Poczujemy się bezsilni, bezradni, możemy stracić pewność siebie, zacząć się bać. Będzie się nam wydawać, że skoro on ma do tego prawo, to my nie możemy nic z tym zrobić, w żaden sposób się przeciwstawić. Skoro ma prawo... To musimy się zgadzać na takie zachowanie wobec nas, nie mamy prawa wymierzać kary... Czy to wzmocni relację z koniem? Nie, z żadnej strony: ani z naszej, bo strach nie stwarza bliskości, ani ze strony konia, bo nie będziemy dla niego równorzędnym partnerem, a tym bardziej nie przewodnikiem.
No dobrze, to jaka jest trzecia opcja w tej binarnej opozycji? Jest nią właśnie wyjście z pułapki binarności i porzucenie kategorii „prawa”. Co, jeśli nie mielibyśmy w sobie przekonania, że koń ma do czegoś prawo lub nie, ale postaralibyśmy się „myśleć jak koń”?
Koń działa tak, jak nakazuje mu to jego końska natura. Jest wyposażony w zęby i kopyta, które ma po to, by ich używać. Do jedzenia i poruszania się, ale także do gryzienia i kopania innych zwierząt – czy to w obronie własnej, czy w zabawie, komunikacji wewnątrz stada, czy czasem także w ataku (zresztą atak u konia jest najczęściej formą obrony). Co więc chce osiągnąć koń za pomocą gryzienia? Przekornie zapytam – czy pragnie obalić prawo?

Oczywiście, koń może chcieć tylko tego, co go osobiście w danym momencie dotyczy. Będzie to dążenie do spełnienia jakiejś potrzeby, bardzo często jest to potrzeba bezpieczeństwa. Gryzienie wtedy jest sposobem pilnowania własnych granic. Sposobem dla konia naturalnym i oczywistym. Czego może nas to nauczyć w kontekście naszego zachowania, pracy z końmi? Tego, by dbać o świadomość własnych potrzeb, a w swoich reakcjach być autentycznym i mocno obecnym w realności, jaka jest tu i teraz. Jeżeli koń mnie gryzie i nie umiem sobie z tym poradzić, czuję strach i nie wiem co zrobić – lepiej odejść w bezpieczne miejsce i nie próbować natychmiast na siłę rozwiązać problemu, którego nie rozumiem. Najpierw ochłonąć, zastanowić się, poradzić odpowiedniej osoby, poszerzyć swoje umiejętności. Jeśli czuję się na siłach i chcę pracować nad relacją i współpracą, często pierwszym krokiem jest ćwiczenie... cofania. Umiejętność odsunięcia konia od siebie na bezpieczną odległość (bez intencji kary – z intencją ochrony własnej strefy osobistej) jest wciąż niedoceniana i wiele osób nie poświęca jej uwagi. Tak samo umiejętność prowadzenia konia na jak największą odległość (poza zasięgiem zębów, nie trzymanie krótko) – i danie sobie przyzwolenia, by obserwować końskie emocje bez oceniania siebie i konia. Jeśli to robisz, jest to dla Ciebie oczywiste. Jeśli zwykle prowadzisz konia na krótkim uwiązie lub za wodze, sprawdź - czy koń, gdy jest dalej od Ciebie, nadal jest tak samo spięty, straszy zębami, kuli uszy? W jakiej odległości zaczyna się to poprawiać, w jakiej pogarszać? Spróbuj zostać i pracować na takim dystansie, na jakim widzisz poprawę. Pierwszym odruchem, gdy coś się dzieje nie po naszej myśli, jest zwykle krótko chwycić i skontrolować. Gdy dajemy koniowi przestrzeń, ma większą swobodę wyrażania siebie bez wchodzenia z nami w starcie. My mamy okazję zobaczyć, co się wtedy zadzieje. Może koń nie będzie chciał się odsunąć, może będzie wchodził w twoją przestrzeń bez twojej zgody, może będzie odchodził jak najdalej czy wyrywał linę, a może będzie wykonywał automatycznie wyuczone schematy (np. lonżowanie) lub przestanie zwracać uwagę na twoje sygnały (będzie stać w miejscu, jeść trawę czy kręcić się, rżeć, rozglądać za innymi końmi)? Każda z tego typu sytuacji powie Ci wiele o poziomie współpracy między wami w danym momencie, a powtarzalność sytuacji – o jakości relacji.
Umiejętność komunikacji na odległość daje nam narzędzia do nawiązania współpracy. Koń jest mniej narażony na nasze niepotrzebne, gwałtowne reakcje. Dystans pozwala nam widzieć całego konia, skupić się na jego mowie ciała, spokojniej obserwować jego i swoje własne reakcje, daje czas na zastanowienie się nad sobą i sytuacją, na rozważne działanie. Pomaga to nam znaleźć się w nastawieniu, które służy osiąganiu celu w każdym typie pracy z koniem, także z siod