top of page

Niemodne emocje.

Niedawno straciłam ciążę. Pożegnaliśmy dziecko.


Nie byłam pewna, czy o tym pisać, ale to dla mnie ważne, a wiem, że utrata to część życia każdego z nas. Śmierć dotyka wszystkich. Mam nadzieję, że ten tekst będzie wsparciem dla innych. Ja otrzymałam współczucie i wsparcie od personelu w szpitalu i od większości bliskich i znajomych. To pomogło mi bardzo w najtrudniejszych chwilach. Pomogło mi też to, że wiedziałam, że muszę tej fali pozwolić płynąć przeze mnie, nie próbować jej tamować. Bezradność i poczucie zagubienia, konfrontacja z nagą i brutalną rzeczywistością, z którą nie da się negocjować, utrata marzeń, poczucie winy, lęk... Wciąż jeszcze w tym jestem. Wynurzyłam się, ale siedzę na brzegu i nie wiem, co dalej.


Wiem jedno. Ta sytuacja nie pozwala mi dalej uciekać. Tak, uciekałam świadomie od tego, z czym w swoim życiu nie miałam siły się mierzyć. Odłożyłam pewne sprawy na później - po nieudanych próbach ułożenia rzeczywistości pod swoje wyobrażenia skapitulowałam, ale nie zaakceptowałam całkiem tego stanu. Może łudziłam się, że z czasem będzie trochę łatwiej, lepiej, lżej. Że będę silniejsza i mądrzejsza, że otworzą się jakieś drzwi. Teraz zobaczyłam wyraźnie, że niektóre drzwi są już zamknięte.


Gdy z jednej strony od dawna psychologia tlumaczy, że nie ma "złych" emocji, z drugiej wciąż ulegamy tendencji do wypierania ze świadomości tego, co niewygodne, nieprzyjemne, trudne. Ale to nie znika. Na tym świecie jest cierpienie. Istnieje. Spotyka nas lub naszych bliskich. I czasem nie umiemy sobie z nim poradzić. Czasem uciekamy. Tak po prostu jest.

Czasem nie chcemy uznać prawdy. Nie zgadzając się na to, jak wyglada życie, możemy wpaść w pułapkę kłamstw i iluzji. Na miliony sposobów. Wmawianie sobie, że w życiu nie ma zupełnie żadnych ograniczeń i "wszystko jest możliwe" - może to szukanie ucieczki od myślenia o niezawinionej krzywdzie, która jest obecna w życiu. Rezygnacja z wszelkich marzeń, czy nie jest to strach przed wzięciem odpowiedzialności za swój los i przed możliwością porażki? Narzucanie innym optymizmu - to odwracanie wzroku od ich (i swojego) bólu. Zgorzknienie jest zatrzymaniem w sobie fali smutku i zamknięciem oczu na to, co dobre. Jeśli szukamy prawdy, nie możemy ani uciekać od smutku, ani kurczowo się go trzymać. Prawdą jest, że nie znamy odpowiedzi na wszystkie pytania, że nie przewidzimy wszystkiego i że nie wszystko zależy od nas, ale zarazem każde nasze działanie ma wpływ na nas i otaczający nas świat. Czy potrafimy to zaakceptować? Pytam też sama siebie.


W zeszłym roku napisałam do kalendarza słowa, które teraz przeżywam na nowo:


Żal i smutek mają moc

postawienia nas w prawdzie o nas samych i o rzeczywistości,

moc oczyszczenia z pozorów, fikcji, złudzeń

i przywrócenia nas do życia.

Nie chodzi o to, żeby ten smutek w sobie zatrzymywać, ale pozwolić mu, by wykonał w nas swoją pracę. We własnym rytmie.


Kiedy tracimy kogoś lub coś w życiu, przeżywamy żałobę. Tęsknimy za tym, czego pragnęliśmy. Widzimy to, co jest. Rozdźwięk rodzi ból. Ten ból - zarówno własny, jak cudzy - domaga się uszanowania. Miejsca. Głosu. Czasu. Zauważenia. Ale to nie koniec. Celem żałoby nie jest rozdarcie, tylko złożenie na nowo, zrośnięcie.


W sytuacjach kryzysowych często naruszone zostają nasze granice. Takie doświadczenia mogą być traumatyczne i wymagać leczenia. Czyjejś pomocy. Czułej obecności. Gdy smutek zmyje maski, widzimy czego nie ma, a co jest. Możemy wybierać, podejmować decyzje, opierając się na stanie faktycznym, adekwatnie do sytuacji. Czasem dopiero wtedy zaczynamy dostrzegać rzeczywiste piękno i dobro, które mamy w zasięgu ręki.


Niekiedy przejście fali smutku lub proces zdrowienia trwa długo. Nie trzeba tego skracać na siłę. W momencie, gdy ogarnia nas cierpienie, umniejszanie go tylko je powiększy. Wszystko potrzebuje swojego czasu. "Jest czas rodzenia i czas umierania, (...) czas płaczu i czas śmiechu". Te czasy przeplatają się nieustannie. Smutku nie da się przeżyć raz a dobrze, żeby mieć już spokój, nie wyrzucimy go na zawsze. Jest częścią tego świata. Jak radość i wszystko inne, czego doświadczamy. Nic nowego pod słońcem.


Przed nami niewiadoma. Siedzę na brzegu i staram się przyjąć siebie w swoim zagubieniu. Nie dewaluować swojej odwagi. Usłyszeć swój lęk. Zaufać, po raz kolejny zaufać, że idąc odnajdę drogę. Że to życie jest dla mnie. Że nie muszę na nie zasługiwać. Teraz jestem tu, gdzie jestem. Taka, jaka teraz jestem. Jestem. Płynie czas i przenosi mnie dalej, jeszcze nie wiem dokąd. Ale wierzę, że będzie tam radość i moc, których teraz mi brak.







___________________________




Zobacz!
Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Odwiedź nas też na
  • Facebook Basic Square
bottom of page