Freedom based training - trening oparty na wolności/swobodzie
Jechałam na kurs z Elsą Sinclair z dużą ciekawością, ale także, przyznam, z lekką obawą - bo jest tyle przeróżnych nurtów w jeździectwie i tyle osób proponujących swoje autorskie metody, że można się nieźle zdziwić, co ktoś uważa za naturalne, dobre, właściwe i słuszne. Pod pięknymi sloganami bywa niekiedy pusto. A czasem to i robactwo się gnieździ… W każdym razie ja lubię jak czas i pieniądze uciekają mi na rzeczach naprawdę wartościowych. No, w tym wypadku miałam jeszcze jeden motywator do wyjazdu - lokalizacja.

Okolice gór świętokrzyskich to moja "ojcowizna". Więc oczywiście na miejscu wybrałam się z synem (który mi towarzyszył w wyjeździe), na wycieczkę po okolicznych pagórkach, za cel stawiając sobie pobliski rezerwat i zupełnie nieświadomie i niechcący trafiając w miejsca, po których wędrowaliśmy jakieś osiem lat temu, na naszej pierwszej wspólnej samochodowej wyprawie…


Było to dość niezwykłe przeżycie. Ale wróćmy do tematu.
Wyjątkowo jechałam właściwie w ciemno, bo jakoś tak się złożyło, że wcześniej nie miałam czasu czy okazji, by zapoznać się z dorobkiem Elsy. Ale przeczucie mi mówiło, że mogę tutaj sporo dla siebie wyciągnąć i że będzie to zgodne z moją drogą. Nie pomyliłam się. Od pierwszych chwil, jak tylko Elsa rozpoczęła teorię, wiedziałam że jestem we właściwym miejscu i że to będzie świetny kurs. Wszystko, co słyszeliśmy, było przekazywane w sposób usystematyzowany, no i mówiąc najprościej - trzymało się kupy. Elsa stara się jak najbardziej uprościć rzeczy skomplikowane, przedstawia teorię spójną, klarowną, a także odpowiada chętnie na przeróżne pytania.

Ja mam bardzo krytyczne podejście do wszystkiego co słyszę i oglądam, to znaczy: analizuję każdą najdrobniejszą rzecz, wszelkie nieścisłości kłują mnie w oczy i uszy, jestem wyczulona na wszystko co pachnie brakiem sensu, brakiem profesjonalizmu, czy też zwykłą ściemą. I o ile mam naprawdę dużo zrozumienia dla naszych ludzkich błędów i słabości, to jednocześnie mam też wyśrubowane wymagania co do jakości tego, co oferujemy innym. Kurs z Elsą nie tylko wszystkie moje wymagania spełnił, ale też nawet pozytywnie mnie zaskoczył.
Elsa jest świetną prowadzącą. W przyjazny sposób przedstawia teorię, ma łatwość mówienia do publiczności (tego jej zazdroszczę!), a także bardzo umiejętnie prowadzi proces podczas zajęć praktycznych w grupie. Jest takim typem nauczyciela, jaki mi osobiście bardzo odpowiada: raczej coachem niż instruktorem. Łagodnie i bez pośpiechu wspiera, tłumaczy, przypomina, demonstruje. Jednym słowem jej postawa wobec ludzi jest spójna z tym, w jaki sposób traktuje konie. I to działa. Wszystko się łączy. Najprostsze, uniwersalne zasady, które tak często wykrzywiamy i naginamy do swoich celów, pozostają niezmienne. Konie pomagają nam odzyskać jasność spojrzenia, o ile nie będziemy skupieni tylko na sobie. Ale żebym nie odfrunęła w filozofowanie, wróćmy do konkretów. Jakie treści przekazuje Elsa?
Przede wszystkim trening oparty na wolności ma być… oparty na wolności!!! Serio. Nie ma to zupełnie nic wspólnego ze zdjęciem koniowi kantara, a potem zamknięciem go na małym placu bez możliwości ucieczki i ganianiem aż się podda. Koń może robić absolutnie wszystko to, co chce, o ile nie zagraża to jemu lub innym. Wolność to dobrowolność. Swoboda w podejmowaniu decyzji. Ale wolność bez lukrowania i bajkowych fantazji, pamiętając o własnym bezpieczeństwie i nie wyrzekając się swoich celów. Bo to nadal jest trening. Czyli chcemy wpływać na konia. Jednak założenie jest takie, by udział konia w tym treningu był maksymalnie dobrowolny i by było to spotkanie dwóch istot - człowieka i konia. Przychodzimy do konia tacy, jacy jesteśmy. Bez specjalnych, dodatkowych narzędzi mających na celu kontrolowanie go. Uczymy się, jak być liderem w sposób wspierający i w sposób pasywny (bierny), a nasze błędy nikogo nie krzywdzą. Rozwijamy swoją umiejętność harmonizowania się z koniem, przewidywania, co on zrobi i zgadywania, czego potrzebuje.
Co wywarło na mnie bardzo dobre wrażenie, a niestety rzadko się zdarza wśród końskich trenerów, to brak zafiksowania na swojej metodzie, jako na jednej słusznej i jedynej możliwej drodze. Bo to, co ustawia się w opozycji do całego świata, nie jest ze światem zgodne. Czyli rozmija się z rzeczywistością. Konie nie dbają o nazwiska, nazwy i doktryny. W programie Freedom based training nie ma wymyślania na siłę drobiazgowych elementów które by odróżniały ten styl od innego, a wprowadzających niepotrzebne rozdźwięki. Tu koń jest sobą i