top of page

Wszechstronne ćwiczenie - nie tylko na dosiad

Chcemy czuć się bezpiecznie i pewnie na koniu w każdej sytuacji, jeździć w harmonii z koniem, chcemy rozluźnienia, elastyczności, przepuszczalności, zaangażowania, chcemy, by nasze ciało nie przeszkadzało koniowi w ruchu, by nasz dosiad był sposobem komunikacji, porozumienia, a nie udręką dla nas i dla konia, chcemy, by koń czuł się swobodnie z jeźdźcem na grzbiecie, poruszał się w równowadze, nie chcemy mieć konia robota ani niewolnika, chcemy kierować koniem dosiadem, delikatnie i skutecznie, chcemy być wymarzonym jeźdźcem dla naszego konia i marzymy o koniu który podąża za naszymi sugestiami... Wiemy, że to zależy od nas i że ważne jest, by nasza ręka nie wprowadzała chaosu i sprzecznych sygnałów, by dosiad był niezależny, głęboki, nasz balans prawidłowy…


Czy jest jakieś cudowne ćwiczenie na to wszystko? Jest! W programie PNH nazwane zostało lekcją pasażerską (passenger lesson). To nie żadna magia, ale wspaniałe narzędzie, pomagające osiągnąć powyższe cele. W dodatku nie jest zależne od poziomu zaawansowania - można je dopasować do umiejętności zarówno jeźdźca jak i konia. A więc o co w tym chodzi: najprościej mówiąc, jazda pasażerska to bycie "pasażerem" na koniu i oddanie mu "kierownicy". Koń kieruje, ja sobie ćwiczę dosiad. Brzmi banalnie? Ważne jest jednak w jaki sposób to robimy, czy faktycznie wykonujemy to ćwiczenie na 100%, czy może tylko pozornie, i dobrze jest mieć świadomość, nad czym w danym momencie pracujemy.


Bycie pasażerem może być trudne dla osób, które nie ufają swoim koniom, boją się wypuścić wodze z ręki, lub uważają, że powinny przez cały czas mieć sytuację pod kontrolą. Pomyśl o sytuacji, kiedy ktoś w samochodzie z fotela kierowcy przesiada się obok, na fotel pasażera… Nawet mi się zdarzyło w takich okolicznościach odruchowo wciskać nieistniejący hamulec, chociaż nie przepadam za prowadzeniem auta i wolę słuchać muzyki, niż obserwować znaki drogowe. Znacie osoby, które ciągle się wtrącają, pouczają, poprawiają, niemal wyrywają kierownicę? Frustrujące, prawda? A może sami jesteście takimi wkurzającymi pasażerami? Nie bądźcie nimi dla swojego konia. Jego to też denerwuje. On ma swoje nogi i swój rozum, swój sposób działania. I on o tym wie. Tylko czasem człowiek o tym zapomina. Bo nawet słaby kierowca potrzebuje praktykować za kółkiem. Rzecz jasna na początku - powoli, z instruktorem obok, który w razie potrzeby chwyci za kierownicę lub zahamuje, by zapobiec wypadkowi. Ale tylko po to. I potem kursant dalej jedzie sam. Bądźmy dobrymi instruktorami dla naszych koni. Pomóżmy im spokojnie poruszać się w ludzkim świecie. Nie karzmy za samodzielność. Jeśli ktoś zawsze trzymałby za nas kierownicę, nigdy nie mielibyśmy szansy przejąć inicjatywy i odpowiedzialności za podróż.


Jak widać, taka forma jazdy to lekcja i dla konia, i dla człowieka. Pomaga nie tylko w poprawie dosiadu, ale także ma duże znaczenie w relacji człowieka z koniem. Jeżeli chcę uważać konia za mojego partnera, to muszę się zastanowić jak on się czuje, jakie są jego potrzeby i cele. Nie nazywam przyjacielem kogoś, kto kontroluje mnie na każdym kroku, jak tylko go spotkam. Kto zawsze oczekuje ode mnie dokładnie określonych odpowiedzi i nie pozwala mi mieć własnego zdania, ani podejmować swoich decyzji. Co to znaczy w kontekście jazdy konnej? Ano, trzeba się zastanowić, jak gospodaruję czasem, który spędzam na końskim grzbiecie. Oczywiście dotyczy to tak samo czasu, który spędzam z koniem z ziemi, ale skupiamy się teraz na jeździe. Czy nie jest tak, że od początku do końca jazdy nieustannie kieruję koniem i staram się na niego wpływać? Czy tylko ja podejmuję decyzje, czy także mój koń ma na to przestrzeń? A jeśli ma, to ile? Czy mogę mu dać tego więcej? Jaka jest proporcja? Sprawdź z zegarkiem w ręku! I zadaj sobie parę pytań: jak się czuję oddając ster koniowi? czy faktycznie odpuszczam i co wtedy pokazuje mi mój koń?


Przejdźmy do strony praktycznej. W zależności od naszego poczucia bezpieczeństwa, doświadczenia, umiejętności jeździeckich oraz tego, z jakim koniem mamy do czynienia, musimy dopasować zasady naszej jazdy. Czyli początkowo zaczynamy na niewielkim, ogrodzonym, bezpiecznym, dobrze znanym koniowi placu, na którym nie ma przeszkód i utrudnień (na przykład innych koni i ludzi). W przypadku konia mocno reaktywnego, "do przodu", "długiego" - dobrze sprawdzi się round pen czy inny okrągły, mały plac. Dla koni "krótkich" lepszy jest większy i bardziej urozmaicony, by nie zmniejszać ich motywacji do ruchu. I, o ile nie robiliśmy tego już wcześniej, najlepiej najpierw wsiąść i robić nic. To znaczy pozwolić koniowi stać. Jeżeli nasz koń zawsze niepokoi się i kręci przy wsiadaniu i raczej nigdy nie stoi spokojnie, kiedy już jesteśmy w siodle, to jest to znak, że ewidentnie musimy się trochę (lub bardzo) cofnąć i przepracować podstawowe rzeczy, przyjrzeć się swojej jeździe i ogólnie relacji z koniem, a także jego zdrowiu. Jeżeli koń ma ochotę lub potrzebę stać, nie chce mu się chodzić lub ma jakiś opór związany z ruchem, to dobrze jest całą sesję - ile tylko mamy czasu - poświęcić na to, żeby tak sobie z nim pobyć z siodła. Nie prosić o nic, tylko ewentualnie pomasować, drapać, głaskać, starać się rozluźniać. Można porobić ćwiczenia oddechowe lub relaksacyjne.

Jeśli jesteś zainteresowany naprawdę swoim koniem i chcesz wiedzieć, jaką on by teraz podjął decyzję, to pozwól mu to pokazać. I bądź z nim w tej decyzji: chcesz stać? okej, stoimy sobie razem. To straszne, spędzić tak godzinę treningu? Jak się o tym czyta, to niekoniecznie, ale jak zacznie padać deszcz, może być gorzej. Albo jak obok ktoś właśnie daje popis swoich możliwości jeździeckich. Ale pomyśl, ile czasu spędzają razem konie na pastwisku, stojąc obok siebie, grzejąc się w słońcu lub chowając w cieniu, pasąc się, drapiąc wzajemnie, odganiając od much... To jest koński sposób spędzania czasu razem. Kiedy twój przyjaciel i ty lubicie razem oglądać filmy, to nie będzie ci szkoda dwóch godzin na wspólne spędzenie wieczoru. Podobnie będąc z koniem możesz okazać mu, że jest dla ciebie ważny. Oczywiście także chcemy pokazać że to, co my lubimy robić jest fajne i sprawić, żeby koń to polubił, ale tak samo pozwólmy naszym koniom pokazywać, co one lubią i co one chcą robić, i róbmy to razem z nimi również z siodła. Bo czasem bywa tak, że z ziemi traktujemy konia jak przyjaciela, spędzamy z nim czas bez wymagań, robimy coś dla niego, ale jak tylko wsiądziemy, to nagle zasady się zmieniają... W wypadku, gdy twój koń nie jest tych, co lubią długo stać w miejscu (lub po prostu akurat ma dużo energii czy jest podekscytowany), ale ty nie czujesz się gotowy na dzikie galopy bez wodzy, to pozwól mu ruszyć stępem, ale zwalniaj, gdy prędkość zacznie cię niepokoić.


Jeśli twój koń już wie, że twoja obecność i to, że wsiadłeś na niego, nie oznacza od razu, że on coś musi, jeśli potrafi stać spokojnie, to poproś go o stęp. Na początku nie rób za długich lekcji, zsiadaj od razu, jak poczujesz progres (większy spokój, lepsze połączenie, płynniejsze reakcje, wyjście z niekorzystnego schematu, zmiana myślenia). Może twój koń będzie się kręcił cały czas przy wyjściu, może będzie się zwracał w stronę innych koni, może będzie zagubiony i zdziwiony, że nie mówisz mu gdzie ma iść, a może będzie z ciekawością eksplorował teren - daj mu chodzić według własnego wyboru, nie dotykaj wodzy! I oczywiście nie tylko nie kieruj wodzami, dosiadem też nie! Przypatrz się sobie uważnie, czy nie próbujesz w żadnym stopniu, w żaden sposób wpływać na decyzje konia co do kierunku ruchu. Nawet, jeśli będzie przez godzinę robić dwa kroki w lewo, dwa kroki w prawo przy bramie, nie każ mu iść bardziej do przodu! A jeśli twój koń ma problem z utrzymaniem zadanego chodu i będzie ciągle przechodził do kłusa lub nieustannie się zatrzymywał, potraktuj to jako okazję do wyćwiczenia idealnych przejść. Taki trening buduje w koniu świadomość odpowiedzialności za to, jak idzie. Konie nieustannie sterowane bywają pod jeźdźcem nieuważne. Konie notorycznie poganiane, jeżdżone "na podtrzymaniu", nie mają szansy poczuć się mądre i ważne, ponieważ jeździec zabiera im całą odpowiedzialność za ruch. Jazda pasażerska to więc także sposób na naukę utrzymywania zadanego chodu - o ile nie będziesz poprawiał konia "z wyprzedzeniem". Rób to, co on, zaobserwuj, o czym myśli. To bardzo cenne poznawać swojego partnera. Z sesji na sesję zwracaj uwagę na to, co się zmienia na lepsze, jednak przemyśl też to wszystko, co powie ci koń, kiedy mu na to pozwolisz. Zastanów się, z czego wynikają jego zachowania i o czym świadczą. I jak możesz wam pomóc.


Lekcja pasażerska w stępie pozwala tobie i koniowi poczuć się bezpiecznie i swobodnie w określonych granicach, na takiej przestrzeni, na jaką jesteście obydwoje gotowi. Nie zapominaj od czasu do czasu sprawdzić, czy twój kierowca nie wolałby się wspólnie z tobą zrelaksować, zamiast robić kolejne kilometry. Z czasem będziesz mógł sobie pozwolić na całkowite oddanie kontroli koniowi na otwartej przestrzeni. Warunkiem jest to, żebyś był pewien, że w każdym momencie możesz powiedzieć: hej, teraz musimy się zatrzymać/skręcić/zwolnić. Ale o tym dalej.

Przechodząc do kwestii dosiadu: ideą lekcji pasażerskiej jest między innymi to, że my podążamy za koniem - to znaczy nasze ciało robi t